Jak wygląda bycie dawcą szpiku – od środka i bez mitów

Co godzinę ktoś w Polsce słyszy diagnozę: nowotwór krwi. I co godzinę ktoś inny może dać mu szansę. W tym odcinku „Let’s Talk About Wellbeing” rozmawiamy o dawstwie szpiku – bez mitów, bez patosu, ale z emocjami.

O swoich doświadczeniach opowiada Maria Dziedzic, która została dawcą komórek macierzystych, oraz Michał Wasielewski z Fundacji DKMS, który obala najczęstsze mity i tłumaczy, jak niewiele trzeba, by uratować komuś życie.

Poruszone tematy:

  • Jak wygląda rejestracja w bazie DKMS krok po kroku?
  • emocje i obawy towarzyszące decyzji o dawstwie,
  • Prawda o procesie pobrania komórek macierzystych,
  • najczęstsze mity o dawstwie szpiku,
  • rola edukacji i wsparcia Fundacji DKMS,
  • jak firmy i społeczności mogą wspierać ideę dawstwa?

Gościnie i goście odcinka:

Maria Dziedzic – Brand Communication Senior Specialist w Capgemini Polska.

Michał Wasielewski – specjalista Fundacji DKMS – organizacji, której misją jest znalezienie dawcy dla każdej chorej osoby wymagającej przeszczepienia komórek macierzystych lub szpiku. W Polsce dla ponad 800 osób rocznie transplantacja od osoby niespokrewnionej jest jedyną szansą na uratowanie zdrowia lub życia. Dzięki działaniom Fundacji, od 2008 roku do bazy potencjalnych dawców komórek i szpiku dołączyło ponad 2,2 mln Polek i Polaków, a 15 500 osób bezinteresownie podzieliło się cząstką siebie na rzecz drugiego człowieka. Ta praca jednak się nie kończy. Co 5. pacjent w naszym kraju niestety nadal nie znajduje swojego „bliźniaka genetycznego”. Być może to będziesz Ty?

Prowadząca podcast: Katarzyna Smuda, Wellbeing Lead w Capgemini Polska.

Zbiórka dla Jagody: fundacjarakiety.pl/podopieczni/jagoda-firla

Podcast Capgemini Polska

Produkcja: Rafał Chojnowski: https://ayeayemedia.pl/

Dowiedz się więcej o nas na: https://www.capgemini.com/pl-pl/kariera/dlaczego-capgemini

Jeśli masz jakieś pytania z obszaru wellbeingu napisz do nas na adres: wellbeing.pl@capgemini.com 

Katarzyna Smuda
Co godzinę ktoś w Polsce słyszy diagnozę nowotwór krwi. I co godzinę ktoś inny może dać mu szansę. Bo nie zawsze widać, że ktoś walczy o życie. Żadnych blizn, żadnych bandaży, ale jednak w środku trwa walka.

W tym odcinku rozmawiamy o dawstwie szpiku. Bez mitów i bez niepotrzebnego patosu. O ludziach, którzy decydują się oddać cząstkę siebie. I o tych, którzy pomagają zrozumieć, jak wiele to znaczy.


Intro
Słuchasz Let’s Talk About Wellbeing. Podcastu Capgemini Polska, w którym odkrywamy, jak dbać o siebie w świecie ciągłych zmian i niepokojów. Podcast prowadzi Katarzyna Smuda.


Katarzyna Smuda
Zanim zdecydujesz się zostać dawcą lub dawczynią, pojawia się mnóstwo pytań. Czy to boli? Czy coś mi się stanie? Czy naprawdę mogę komuś pomóc?

I to jest ten moment, taki punkt zero, kiedy strach spotyka się z ciekawością, a nie wiedza z empatią. Później przychodzi decyzja. Kilka minut, patyczek z próbką śliny i już jesteś w bazie. A potem przychodzi ten dzień, ten dzień kiedy dzwoni telefon, przychodzi SMS albo e-mail. I kiedy naprawdę możesz komuś uratować życie.


Maria Dziedzic
Cześć, nazywam się Marysia Dziedzic, pracuję w Capgemini, jestem częścią zespołu CSR i tak na co dzień sobie społecznie działam, że tak powiem.


Katarzyna Smuda
Powiedz mi, skąd w ogóle pomysł, żeby się zarejestrować? Co cię zainspirowało do tego, żeby w ogóle oddać swoją próbkę do badania i w ogóle do tej bazy dawców? Jak to wyglądało? 


Maria Dziedzic
To był czysty przypadek, ponieważ to wszystko zadziało się podczas moich studiów licencjackich, kiedy pewnego wieczoru jedna z moich współlokatorek z Akademika wróciła do pokoju i zapytała się mnie i mojej drugiej współlokatorki, czy my jesteśmy w bazie danych. No i stwierdziłyśmy, że nie jesteśmy. No i zapytała, czy chcemy. I tak naprawdę 5 minut później wróciła do pokoju z zestawami dla nas.

No i w ten sposób 10 minut później nasze próbki już zostały odniesione z powrotem do punktu, gdzie były zbierane. I tak naprawdę to było po wszystkim, bo zebranie samego wymazu trwało maksymalnie 30 sekund. Dłuższe było tak naprawdę wypisanie dokumentów, które gdzieś musieliśmy uzupełnić, ale to też nie zajęło bardzo dużo. Także to była bardzo spontaniczna decyzja i wydaje mi się, że wtedy jeszcze nie byłam świadoma tego, że coś z tego tak naprawdę może wyjść i że kiedyś ten telefon się pokaże i że zadzwoni.


Katarzyna Smuda
Powiedziałaś tutaj, że proces zbierania próbki był taki krótki. Co musiałaś zrobić? Jak to wygląda?


Maria Dziedzic
W całym zestawie, który się otrzymuje jest po prostu probówka, która ma w środku taki patyczek, który służy do pobrania wymazu z wewnętrznej strony policzka. Jedyne co, to należy delikatnie zebrać wymaz i to jest cała filozofia tak naprawdę.


Katarzyna Smuda
Czyli po prostu wytrzeć patyczkiem buzię. Myślę, że każdy potrafi to wykonać, także nie wydaje się to skomplikowane. No dobrze, później ta próbka jest wysyłana do fundacji. Zostałaś zarejestrowana ze swoim materiałem genetycznym jako potencjalna dawczyni.

No i co się potem wydarzyło? Jak wyglądał ten moment telefonu z DKMS-u? Czy pamiętasz w ogóle, co wtedy robiłaś i jak się wtedy czułaś?


Maria Dziedzic
Od momentu pobrania materiału, Minęło 5 lat, wydaje mi się, coś koło tego. I nie miałam czegoś takiego, że czekałam na telefon. Ja zapomniałam całkowicie o tym, że jestem w bazie dawców. I pamiętam ten pierwszy telefon.

To był wtorek, ja wtedy wróciłam z pracy do domu i jak każda dorosła osoba, nie odbieram numerów, których nie znam. W związku z czym ten telefon zadzwonił, ja za dużo tak naprawdę nie zwróciłam na to uwagi, ale fundacja momentalnie kontaktuje się z każdym potencjalnym dawcą w inny sposób, czyli od razu dostałam maila, od razu dostałam wiadomość, SMS, że jest podejmowana próba kontaktu ze mną, więc oddzwoniłam i tak naprawdę od tego momentu ruszyła maszyna i ona ruszyła, to można to porównać z takiej pędzącej lokomotywy, która cały czas rozpędza się i tam nie było przerwy tak naprawdę w tym wszystkim, ale przez cały ten proces byłam bardzo mocno zaopiekowana przez fundację, także to był zwykły dzień, który tak naprawdę zmienił wszystko.


Katarzyna Smuda
No dobrze, no i teraz przejdźmy do tej części już powiedziałabym takiej praktycznej, bo myślę, że to jest też część, której wiele osób się obawia. Ja już pamiętam kilka lat wcześniej rozmowę z jedną z osób w moim otoczeniu wtedy, które kiedy robiłam promocję DKMS-u i kiedy właśnie zachęcałam do oddawania tej próbki śliny, powiedziały, że nie, one się boją, no bo jeżeli rzeczywiście się potem okaże, że zostało się dawcą, no to jest skomplikowany i trudny zabieg, no i jest ryzyko.

Więc powiedz nam, jak wyglądał ten proces pobrania? Czy czułaś strach? Bo myślę, że to jest taka najczęstsza emocja, która się może pojawiać w związku z tym procesem. 


Maria Dziedzic
Takim najważniejszym punktem tego wszystkiego jest to, że po pierwsze nie możemy się bać widoku krwi. To jest coś, co dyskwalifikuje całkiem sporo osób, jakby tak się zastanowić nad tym głębiej. Ale pierwsze badanie, jakie jest wykonywane, dzieje się tak naprawdę kilka dni już po pierwszym telefonie od fundacji. I wtedy wygląda to w ten sposób, że fundacja sama wszystko załatwia i wyznacza punkt w mieście, w którym się mieszka, żeby iść na takie wstępne badanie krwi.

W moim przypadku telefon zadzwonił we wtorek, ja w piątek tego samego tygodnia byłam już na pierwszym badaniu. Wszystko działo się tak szybko, ale jednocześnie tak bezpiecznie, że nie miałam momentu zwątpienia, że coś idzie nie tak. Tutaj należą się ogromne pokłony fundacji i jednostkom, z którymi ona współpracuje, ponieważ ja nie czekałam żadnej kolejce, zawsze miałam pierwszeństwo, co jest tutaj też bardzo ważne, żeby wspomnieć. Więc tak naprawdę miało miejsce pierwsze badanie, później przez tydzień wiem, że tak krew z badania trafiła do trzech różnych lokalizacji, no i była badana pod względem zgodności.

W następnym tygodniu dostałam telefon, że mamy stuprocentową pewność, że to pobranie będzie mogło się odbyć i tutaj od razu przekazywane są wszystkie informacje. Fundacja dba o to, żebyśmy byli dobrze poinformowani co się może wydarzyć, jak to będzie wyglądać, więc nie ma takiego momentu, kiedy w Twojej głowie, w mojej głowie tak naprawdę, w głowie każdego dawcy może się pojawić taka wątpliwość, bo wydaje mi się, że boimy się tego, czego nie znamy, a Fundacja dba o to, żebyśmy po prostu wiedzieli na każdym kroku, co się stanie. Dlatego od tego momentu, tego drugiego telefonu, ja już wiedziałam, że do pobrania moich komórek, to będzie pobranie z krwi obiegowej, W związku z czym ja byłam w pełni świadoma tego, jak będą wyglądały kolejne kroki.

Dostałam bardzo dużo informacji odnośnie tego, jak się do tego przygotować. I tutaj ważne jest też to, że fundacja nie zostawia tak naprawdę człowieka samemu sobie. Nie mówi tutaj, wysyłamy Ci 30 tysięcy ulotek, idź sobie zrób z nimi co chcesz. Tylko co jakiś czas oczywiście pojawiały się telefony, jak ja się czuję, czy wszystko jest okej, czy ja się nie rozmyśliłam, bo ważne jest to, że jeżeli my mówimy to a, tak zwane, to musimy być świadomi tego, że bierzemy na siebie bardzo dużą odpowiedzialność.

Mamy bezpośredni wpływ tak naprawdę na życie drugiego człowieka. I to jest coś, co jest lekko przerażające. To jest coś, co jest stresujące, ale działa też bardzo motywacyjnie, bym powiedziała. Bo w momencie, w którym dostajesz telefon, że ej, jest szansa, że możesz komuś pomóc, jest szansa, że twój organizm jest na tyle wspaniały, że może wyprodukować komórki, które tak naprawdę uratują komuś życie, to w twojej głowie też przełącza się taki pstryczek, że zaczynasz dbać o siebie bardziej.

Ja to zauważyłam na swoim przykładzie, bo to był czas, kiedy ja stwierdziłam, że po co mi w życiu jest alkohol, po co mi jest jakieś niezdrowe jedzenie, po co mam na przykład leżeć na kanapie, kiedy mogę spędzać ten czas bardziej aktywnie i przygotować siebie i swój organizm jak najlepiej do tego, żeby pomóc. Ale… Jakie były dalsze kroki?

Dalsze kroki były takie, że sama wybrałam miejsce, w którym do pobrania ma dojść. W moim przypadku to był Instytut Onkologii w Gliwicach. Jest to straszne miejsce, jakby się tak zastanowić nad jego przeznaczeniem, ale ono jest tak niesamowicie przepełnione pozytywną energią, w tym całym takim otoczce smutku, jakby się tak zastanowić nad tym, że byłam pod ogromnym wrażeniem i cieszę się, że takie miejsce prowadzi współpracę z taką fundacją, że DKMS jest w stanie robić takie rzeczy i tak bardzo pomagać.

Dalej było po prostu bardzo dużo badań. Oczywiście wszystko było wcześniej ustalone z fundacją, dogadaliśmy termin odpowiedni dla mnie, dla instytutu tak naprawdę, żebym się tam pojawiła i żeby wszystkie badania mogły zostać przeprowadzone. I tutaj chcę zwrócić uwagę na to, że te badania to są badania, których ja bym prawdopodobnie nigdy sama z siebie nie zrobiła. Albo jakbym zrobiła to, znając życie, musiałabym na nie bardzo długo czekać.

Więc jest tutaj plus dla nas samych, że jesteśmy przebadani dosłownie od stóp do głów pod każdym możliwym względem i nie czekamy na to. Bo to jest zrobione dlatego, że po pierwsze musi być zrobione, a po drugie tutaj nie ma po prostu minusów w tej sytuacji. To był cały dzień spędzony na onkologii w Gliwicach. Ale tutaj ponownie, może będę brzmieć troszeczkę jak taka zacięta płyta, ale nie było momentu, kiedy ja bym się czuła niepewnie.

Nie było momentu, kiedy byłam zostawiona sama sobie. Tylko cały czas była opieka. Cały czas była przy mnie pani pielęgniarka, która pokazywała mi, gdzie mam iść. Miałam stały kontakt z osobą z DKMS, ponieważ każda osoba ma przypisanego swojego opiekuna.

Także nie było sytuacji, w której ja czegoś nie wiedziałam. W dzień, kiedy byłam na badaniach, dostałam wszystkie informacje odnośnie tego, jak należy się przygotować przed samym pobraniem i dostałam zastrzyki, które musiałam przyjmować, tak zwane czynniki wzrostu. I one wpływają na to, że w naszej krwi zwiększa się ilość komórek macierzystych, które mają zostać pobrane. Te zastrzyki robi się najczęściej samemu sobie.

To jest szybki zastrzyk w brzuch rano i wieczorem. I muszę przyznać, że to był chyba taki najcięższy i najbardziej wymagający etap całego tego procesu, ponieważ po tych zastrzykach Ja osobiście nie czułam się dobrze. To były takie objawy, jak takiej grypy bym powiedziała. Ale okazało się w dzień pobrania, że mój organizm bardzo mocno zareagował na to, w związku z czym tych komórek naprodukowało się tyle, że udało się już się wszystko pobrać w jeden dzień, ale do tego dojdę później.

Ale przez to, że ta reakcja była taka silna, ja też czułam się bardzo źle. Czyli po prostu czułaś się źle, bo organizm fantastycznie zareagował. Tak. Paradoksalnie tak.


Katarzyna Smuda
Oj, można tu przeżyć. Z taką informacją można przeżyć, nie? 


Maria Dziedzic
Z tyłu głowy robiąc sobie te zastrzyki, miałam coś takiego, że ta osoba, do której mają trafić te komórki, ma się o wiele gorzej. I moje trzy dni jakiegoś dyskomfortu, złego samopoczucia jakoś, to minie. Ja wrócę do siebie po tych kilku dniach.

Ja to odeśpię i z powrotem będę miała siłę, energię i będę mogła korzystać z życia w pełni tak naprawdę. A ta osoba, no nie ma niestety takiego… Komfortu. Takiego komfortu, tak.

No i w dzień pobrania wszystko oczywiście wcześniej było umówione, dostałam konkretne informacje, gdzie, o której mam się stawić i w jakim pokoju. I sama procedura była tak prosta i tak zaskakująco w ogóle szybko mijająca, że nawet nie zauważyłam, tak szczerze mówiąc, kiedy to minęło. Siedzi się na najwygodniejszym krześle na całym świecie. I jedynym zadaniem, jedynym moim zadaniem było siedzieć z prostymi rękami.

To było wszystko. O wszystko to dbały panie pielęgniarki. Może to teraz będzie troszeczkę nieprzyjemne, ale w jednej ręce miałam wbitą igłę, z której krew była pobierana. Ona następnie przelatywała przez taką specjalną maszynę, która oddzielała samą krew od komórek macierzystych, które dzięki zastrzykom się stworzyły, a drugą ręką, już przefiltrowana, wracała do mojej lewej ręki.

I tak naprawdę jedynym utrudnieniem było to, że nie mogłam się ruszać, ponieważ w momencie, w którym ruszyłam delikatnie ręką, maszyna się zatrzymywała, musiała podejść znowu pani pielęgniarka, poprawić to wszystko i maszyna na nowo zaczynała działać. Wszystko trwało 4 godziny. W tym czasie ja leżałam pod kocem i oglądałam serial. Wow, super.

Wszystko działo się bezproblemowo, bez bólu, w bardzo dużym komforcie. I tak naprawdę przez większość czasu rozmawiałam sobie z przemiłymi paniami. Cały czas byłam również pod opieką lekarza, który co chwilę przychodził sprawdzać jak się czuje, czy wszystko jest okej. On był moim lekarzem prowadzącym na ten jeden dzień, ponieważ w tym momencie jest się przyjmowanym normalnie na oddział.


Katarzyna Smuda
Opowiedziałaś tą historię całościowo, natomiast jak to wygląda po? Oddałaś komórki macierzyste i co dalej? Czy coś się wydarzyło? Czy fundacja dalej otoczyła cię jakąś opieką?

Opowiedz jeszcze, jak wyglądały dalsze kroki?


Maria Dziedzic
Po pobraniu Fundację cały czas macie w opiece tak naprawdę. Jeżeli Twoje komórki zostały przekazane przez dwa lata, jest się jeszcze przypisane konkretnie do tego pacjenta, do którego te komórki trafiają. I jest się w takim bardzo ochronnym, nazwijmy to roboczo, bąbelku. ponieważ nie wiadomo, czy będzie potrzeba ewentualnie ponownego pobrania komórek i przez te dwa lata jest się przypisanym tylko i wyłącznie do tej osoby.

Po tych dwóch latach znowu wraca się do ogólnej bazy, jeżeli gdzieś znowu pojawi się potrzeba i pojawi się prawdopodobieństwo tego, że ten kot jest taki sam. ale Fundacja cały czas dba o mnie. Co kilka miesięcy chodzę na badania krwi i muszę wysyłać je do Fundacji, żeby po prostu lekarze z Fundacji wiedzieli, czy wszystko jest okej, czy poziom tych wszystkich komórek wrócił do normy, czy u mnie tak naprawdę też nic złego się nie dzieje. Ale Fundacja też dba o takie włączenie tak naprawdę do kręgu dawców, ponieważ jest grupa na Facebooku prywatna, do której dostaje się dostęp po pobraniu.

Dostałam piękną statuetkę, która stoi tutaj na szafce i widzę ją. Anioła stróża, ponieważ właśnie w ten sposób Fundacja określa później dawców, że są takimi aniołami stróżami dla tych osób, którym pomogły. W portfelu zawsze noszę moją legitymację dawcy, także też czasem może się przydać. Ale tak, fundacja cały czas sprawdza mój stan zdrowia i czy wszystko jest okej i czy ja nie potrzebuję pomocy.


Katarzyna Smuda
Gdybyś mogła powiedzieć jedną rzecz, w sensie tak powiedzieć osobie, która się waha, taką jedną rzecz, w zasadzie nie wahaj się, to co by to było?


Maria Dziedzic
Że nie ma się czego bać, że dla nas jako dawcy to jest bardzo mały wysiłek tak naprawdę, a jesteśmy w stanie zrobić coś tak niesamowitego jak uratowanie komuś życia. Jasne, że to może sprawiać dyskomfort, ale to trwa tylko 3 dni, a satysfakcja z tego, co się zrobiło, zostaje z Tobą na całe życie.



Katarzyna Smuda
W tym odcinku miała wystąpić też Jagoda, nasza koleżanka, która choruje na chłoniaka Hodgkina. Dlatego oprócz rozmowy o idei dawstwa, chcemy Cię też poprosić o coś bardzo konkretnego. Fundacja Rakiety prowadzi zbiórkę na terapię i codzienne funkcjonowanie Jagody. Jeśli możesz, wejdź na stronę fundacjarakiety.pl ukośnik podopieczni ukośnik jagoda firla i pomóż jej dalej walczyć.

Link do zbiórki znajdziesz w opisie tego odcinka. Dziękujemy. Opowieść Marysi to nie jest historia o medycynie. To jest historia o zaufaniu i międzyludzkiej solidarności.



Katarzyna Smuda
O tym, że w świecie pełnym niepewności, zmian, wciąż możemy być dla kogoś nadzieją i wciąż możemy wesprzeć drugą osobę. Ale żeby takiej historii było więcej, potrzebni są ludzie, którzy łączą dawców z potrzebującymi. Naszym drugim gościem jest Michał Wasielewski, specjalista w fundacji DKMS, czyli organizacji, która od lat pomaga w znalezieniu bliźniaków genetycznych i walce z mitami wokół dawstwa szpiku.


Michał Wasielewski
Cześć, bardzo dziękuję za zaproszenie.


Katarzyna Smuda
Michał, powiedz mi, bo chciałabym zacząć i ustawić nas tak statystycznie, takimi twardymi danymi w tej rozmowie. Ile osób mniej więcej w Polsce co roku zapisuje się do bazy dawców?


Michał Wasielewski
Co roku w Polsce do bazy dawców zapisuje się kilkaset tysięcy osób, także to naprawdę jest piękny wynik. W tej chwili zarejestrowanych mamy 2 miliony 200 tysięcy osób. Jako Polska, jako Polacy możemy być z siebie naprawdę dumni, ponieważ Jesteśmy trzecim krajem w Europie i piątym krajem na świecie pod kątem liczby zarejestrowanych potencjalnych dawców szpiku. Także, jak mówi to pan prof.

Jędrzejczak, czyli autor pierwszego w Polsce przeszczepienia szpiku, pierwszego udanego, jesteśmy mocarstwem. Mamy 15 tysięcy dawców faktycznych, 15 500 dawców faktycznych z Polski. Oni pomogli pacjentom na całym świecie, dali im szansę na długie życie, na powrót do zdrowia i przede wszystkim co 14 dawca na świecie pochodzi właśnie z Polski.


Katarzyna Smuda
To brzmi świetnie i ja naprawdę gratuluję, bo też wiem, że Fundacja wykonuje olbrzymią, tytaniczną pracę właśnie, żeby promować, żeby z tym przekazem docierać jak najdalej. Natomiast to jednak wciąż nie są wszyscy, podczas gdy pobranie próbki jest tak proste. Dlaczego wciąż jest taki opór i dlaczego w sumie tylko 2 miliony z 36 milionów Polaków jest zarejestrowanych w bazie?


Michał Wasielewski
A wiesz, co powodów jest kilka. Tutaj mogę znowu posłużyć się twardymi liczbami akurat. To dobra okazja, świetnie, że się słyszymy teraz, ponieważ w zeszłym miesiącu dostaliśmy wyniki badań IMAS International o postawach Polek i Polaków wobec dawstwa szpiku i też same grupy dawców faktycznych. Także trochę się poodwołuję do tych badań.

Jakby największą barierą przed rejestracją jest przekonanie o złym stanie zdrowia. Taką odpowiedź zaznaczyło 38% osób. i rzeczywiście słychać to na akcjach, mam Hashimoto, nie mogę, mam nadciśnienie, nie mogę, mam depresję, nie mogę, ale uwaga, tutaj wiele schorzeń, szczególnie tych, które są gdzieś uregulowane, one nie są przeszkodą do zostania dawcą, więc właśnie Hashimoto, nadciśnienie czy depresja to nie są bariery do tego, żeby się zarejestrować.

To jest coś, co wynika po prostu gdzieś z małej świadomości, małej wiedzy, ale Nie musimy się bać, wiele tych rzeczy znajdziecie też na naszej stronie internetowej www.dkms.pl jeśli uważacie, że nie jesteście wystarczająco zdrowi. Drugą rzeczą, która gdzieś jest barierą przed rejestracją to jest obawa o ból. Co piąta osoba boi się tego bólu i tutaj szczególnie ludzie młodzi. Wraz z wiekiem to spada.

Myślę, że życie nas tak przeczołguje w międzyczasie, że ta obawa przed bólem jednak spada. A jak wygląda to wśród dawców faktycznych? 94% tych, którzy oddawali z krwi obwodowej, bo teraz w większości oddaje się z krwi obwodowej, czyli przypomina to dawstwo krwi, uznało te metody za bezbolesną lub mało bolesną. Nie będę tutaj oszukiwać, nie jest to ugryzienie komara, bo jednak wbijamy igłę w żyłę i jest to jak oddawanie krwi, ale jest to mało bolesne albo bezbolesne jeśli chodzi o dawców.

Natomiast jeśli chodzi o drugą metodę pobrania, która już jest bardzo rzadko stosowana z talerza kości biodrowej, to 86% z dawców uważa to za bezbolesne lub mało bolesne, jest to zabieg pod narkozą. Także jeśli chodzi o ból, sami dawcy mówią, że nie ma się czego bać, więc myślę, że warto tutaj ich posłuchać bardziej nawet niż mnie, bo ja dawcą nie jestem, ale jestem już w bazie. Kolejną rzeczą, która gdzieś jest barierą do tego, żeby się zapisać, to też przekonanie o tym, że piercingi i tatuaże wykluczają. Otóż nie.

Wcale nie jest tak, że jest to bariera przed rejestracją. Mamy dawców, którzy są wydziarani dosłownie od stóp do głów. są w klubach motocyklowych, robią dużo innych rzeczy, mają naprawdę mnóstwo metalu gdzieś w sobie, to nie jest przeszkoda. No i mity.

Oczywiście mity, z którymi się cały czas mierzymy, a trochę ich jest.


Katarzyna Smuda
No to jakie są mity odnośnie tego dawstwa, a jaka jest prawda?


Michał Wasielewski
Największy i najbardziej szkodliwy mit, jaki powstał, to jest to, że jest to pobranie z kręgosłupa. Że szpik pobiera się z kręgosłupa, że to grozi paraliżem, nie wiadomo czym. Taka igła, duża, dosyć wbijana gdzieś w plecy, nie. W tej chwili 90% pobrań, które się odbywa, tak jak już wspomniałem, jest to metoda z krwi obwodowej.

Przypomina ono dawstwo krwi. Śledzimy przez kilka godzin na fotelu, jesteśmy podpięci do separatora, który filtruje naszą krew i krew wpływa z powrotem do drugiej ręki. Jeśli chodzi o tę metodę pobrania, to tutaj nie oddajemy nawet czegoś swojego, oddajemy nadwyżkę, ponieważ przez 4 dni wcześniej przyjmowaliśmy czynnik wzrostu, który namnażał te komórki macierzyste w naszym organizmie. I taka torebeczka później leci do pacjenta.

Czasami pobranie może się przedłużyć, może być jeszcze potrzeba zebrania materiału na drugi dzień, ale to już tylko w niektórych przypadkach. Pozostałe 10% to pobranie z talerza kości biodrowej i tutaj podkreślam nie z kręgosłupa, z talerza kości biodrowej, czyli jednej z największych kości w naszym organizmie. To już jest zabieg pod narkozą, wymaga 2-3 dniowej hospitalizacji właśnie, żeby przeprowadzić jeszcze dodatkowe badania. I tutaj jeśli chodzi o takie konsekwencje pooperacyjne, których też wiele osób się boi, To już mówiłem o tym, że większość dawców uznaje to za bezbolesne lub mało bolesne.

Porównują to najczęściej do jakiejś wywrotki na łyżwach, takiej dość mocnej, albo uderzenia o kant stołu. Także to też nie jest coś nie do przejścia. A jeszcze wracając do mitów. Nie pomaga nam też kultura popularna.

Słuchajcie, jak oglądacie Dr Housa, bierzcie to przez dużą lupę, duże sito, bo tam wiele też jest właśnie mitów o dawstwie szpiku. Nie polecam, nie bierzcie stamtąd wiedzy.


Katarzyna Smuda
Naprawdę? A nawet gdzieś nie zwróciłam uwagi, ale to ciekawe.


Michał Wasielewski
Tak, tam sobie sam punkcję robił właśnie w kręgosłup, coś takiego było. Nie, nie, nie.


Katarzyna Smuda
Chciałam jeszcze zapytać, znowu tak trochę wrócić do statystyki, bo powiedziałeś ile mamy dawców, ile mamy osób zarejestrowanych w bazie i że jesteśmy potęgą, jeżeli chodzi o tą bazę danych i to są w ogóle świetne informacje. Natomiast zastanawiam się, jak często udaje się rzeczywiście znaleźć tych bliźniaków genetycznych, no bo ja mam takie pojedyncze historie Marysi, która rzeczywiście wysłała swoje komórki macierzyste właśnie do Indii. Mam przykład tej koleżanki, która 4 razy oddawała swoje komórki macierzyste.

Natomiast przeprowadziłam też kilka rozmów, gdzie osoby mówiły tak, no zarejestrowałem się tam 5-6 lat temu, ale nikt nie zadzwonił, ale nic się nie dzieje. Ok, chyba się trzeba z tym mierzyć, prawda? Natomiast jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda statystycznie.


Michał Wasielewski
To jeśli chodzi o Polskę, mamy, tak jak już mówiłem, 2,2 mln zarejestrowanych osób. To jest ogrom, a 15 500 dawców faktycznie. Także tutaj możecie dać to jakby taki ogólny obraz, jak to wygląda. Ale zacznijmy od tego w ogóle, w jaki sposób dopasowuje się tych bliźniaków genetycznych, bo tutaj największą rolę odgrywają nasze geny.

Dokładnie antygeny HLA to jest zestaw genów, który odpowiada za tolerancję immunologiczną. Taki nasz wewnętrzny system organizmu, który odpowiada za to, co jest swoje, co jest wrogie, co należy zwalczać, a co jest nasze. Im większa jest taka zgodność pomiędzy dawcą, a pomiędzy biorcą genetyczne, tym większa szansa na to, że przeszczep nie zostanie odrzucony przez organizm biorcy. Kombinacji ludzkiego genotypu jest kilka milionów, jak nie kilka miliardów, więc znalezienie zgodnego dawcy na świecie to jest szukanie igły ctogusiana.

Dlatego też jest Światowa Baza Dawców i dlatego wszyscy dawcy na świecie, którzy się rejestrują trafiają do Światowej Bazy Dawców. Wiadomo, że do tej światowej trafia ich tylko numer dawcy i antygeny HLA bez żadnych dodatkowych danych. Te są tylko w Polsce przez organ nadzorujący. Natomiast spośród tych kilku milionów kombinacji jest bardzo mało szansa, żeby tym dawcą zostać.

Jak kiedyś to sprawdzaliśmy, ale to było parę lat temu, to 5 na 100 osób, które są w bazie zostaje dawcami faktycznymi. Większa szansa jest, jeśli ktoś w rodzinie zachoruje. Co czwarta osoba, która choruje, ma szansę, żeby znaleźć tego dawcę w rodzinie. Ponieważ dziedziczymy geny, tutaj jest czasami ta zgodność duża, czasami jest wystarczająca i 25% szans jest, że ktoś tutaj z rodziny dawcą zostanie.

Najczęściej jest to rodzeństwo. Co ciekawe, bo wiadomo, po matce, po ojcu, te geny są już wymieszane u nich, także bardzo często tak jest. 800 osób rocznie musi szukać dawcy niespokrewnionego w Polsce i co piąty polski pacjent nadal takiego dawcy nie znajduje. Także tych potencjalnych dawców niestety wciąż jest za mało i ta praca się nie kończy.


Katarzyna Smuda
Wiesz co, przyszło mi do głowy jedno pytanie. skoro tak naprawdę to jest potrzeba stworzenia bazy danych. Dlaczego na przykład Ministerstwo Zdrowia nie zrobiło po prostu takiego zapisu przesiewowego, czyli po prostu idziesz do swojego lekarza, lekarz sprawdza w systemie że o, ten człowiek jeszcze nie jest w bazie, więc na wizycie POZ pobiera ci z policzka taki materiał i dzięki temu dobijamy do 100% osób w wieku 18-60+.

To jest pierwsza rzecz, która mi teraz rusza do głowy. Dlaczego tak się nie dzieje?


Michał Wasielewski
To jest marzenie wielu hematologów, wielu onkologów, żeby takie rozwiązania były wprowadzone systemowo. Natomiast to musi być przede wszystkim świadoma decyzja. To musi być nasza decyzja, którą podejmujemy i wiemy, że chcemy drugiej osobie pomóc. Po drugie jest to jednak procedura medyczna.

Wiesz, jakby ktoś cię zmusił do tego, żeby z góry musisz oddać krew. Chcesz, nie chcesz, musisz oddawać krew. Może ci na to nie pozwalać twoja wiara, mogą ci na to nie pozwalać przekonania rodzina. więc lepiej, żeby to była osoba, która chce, bo w momencie, kiedy ma być przeszczepienie, to im później się wycofamy z tego, tym gorzej dla pacjenta, ponieważ około 2 tygodnie przed przeszczepieniem rozpoczyna kondycjonowanie, kiedy cały układ odpornościowy takiego pacjenta jest po prostu niszczony do zera.

Tam nic nie ma, żeby nie odrzuciło tego przeszczepienia, więc w momencie, kiedy dawca już nie pojawi się na samym pobraniu, to bardzo często jest śmiertelne zagrożenie. Także trzeba się upewnić, że chcemy, że na pewno, że tak. Pytamy jeszcze cztery razy po drodze, jak nie sześć, czy na pewno. Także lepiej właśnie, żeby wiesz, to było przemyślane.

Ale zachęcam tutaj do tego, żeby poczytać o tym i właśnie, tak jak już wspomniałaś, tak jak wspomniała twoja koleżanka, która jest dawczynią faktyczną, że to jest strasznie proste i sam proces rejestracji i później zostanie dawcą. Także jeśli ktoś waha się, to przytoczę tutaj słowa większości dawców chyba. To nic nie kosztuje, można uratować czyjeś życie.


Katarzyna Smuda
Dokładnie to chyba powiedziała Marysia. Natomiast zastanawiam się jeszcze, bo powiedziałeś na początku, podałeś liczby, powiedziałeś, że jesteśmy tutaj mocarstwem. Jak myślisz, co przyczyniło się do takiego sukcesu w Polsce?


Michał Wasielewski
To jest naprawdę wiele czynników, ponieważ w momencie, kiedy Fundacja DKMS zaczęła działać w Polsce w 2008 roku, tych zarejestrowanych osób było trochę ponad 40 tysięcy. Brakowało kogoś, kto będzie edukował, brakowało kogoś, kto będzie działał, spajał wolontariuszy, prowadził akcje na dużą skalę. Nie chcę się chwalić, ale no tak jest po prostu, że jednak spośród tych 2 milionów 300 tysięcy w rejestrze ogólnopolskim, 2 miliony 200 tysięcy to są dawcy zapisani do fundacji DKMS. Także po prostu skupiliśmy się na konkretnym celu i konkretnych działaniach, żeby tych ludzi rejestrować.

Ale ważną rzeczą jest nasza cecha chyba narodowa, którą słychać po prostu na akcjach, którą słychać ogólnie, że jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to Polacy się zbierają, Polacy chcą pomagać, kiedy widzą cierpienie, no to nie stoją obojętnie. To widać w momencie, kiedy rejestrujemy np. dla konkretnych pacjentów, dla osób, które potrzebują tego przeszczepienia i jest akcja dedykowana danej osobie, no to wtedy to zainteresowanie jest naprawdę duże. Myślę, że po prostu taka gdzieś jedność i gotowość do pomocy w nas drzemie.

Jakby każdego roku, zresztą to widać, ile osób rozlicza podatki, 1,5%, ile osób angażuje się w działania Wielkiej Orkiestry, ile osób ogólnie robi zbiórki na siepomaga i działa jako wolontariusze. Potencjał drzemie w nas ogromny i po prostu korzystamy z tego w dobry sposób, żeby ratować życie.


Katarzyna Smuda
Jak duże organizacje takie jak Capgemini mogą pomóc?


Michał Wasielewski
Tutaj ogranicza nie tylko kreatywność, także w ramach społecznej odpowiedzialności biznesem można angażować się na wiele sposobów. Jednym z nich jest właśnie ta rozmowa taka jak dzisiaj, gdzie edukujemy, rozmawiamy o tym jak to wygląda w praktyce, gdzie operujemy liczbami górnolotnie to zabrzmiało. Ale nawet jeśli ktoś nie podejmie tej decyzji dzisiaj, to dowie się o Fundacji DKMS, dowie się o tym co robimy, może przekona go właśnie to, że Naprawdę nie trzeba wiele, żeby uratować komuś życie. Zachęcam do tego, żeby poczytać więcej, żeby ta decyzja faktycznie była świadoma.

No i można zorganizować akcję rejestracji albo w firmie, albo już gdzieś prywatnie w swoich obszarach. Także zachęcam do tego i serdecznie dziękuję za zaproszenie.


Katarzyna Smuda
Nie trzeba być lekarzem, żeby ratować życie. Czasem wystarczy być na liście fundacji DKMS. Tylko ta lista to nie jest zwykły rejestr. To sieć ludzi, którzy zdecydowali się powiedzieć, jestem, jeśli trzeba, pomogę.

Weź na DKMS.pl, przeczytaj informacje, zamów pakiet, pobierz próbkę, odeślij przesyłkę, zarejestruj się. To kilka chwil, które mogą odmienić czyjeś życie.

Outro
Żeby nie przegapić kolejnych odcinków, zasubskrybuj podcast Let’s Talk About Wellbeing w swojej ulubionej aplikacji do słuchania podcastów. A jeśli ten odcinek Ci się spodobał, podziel się nim z koleżankami i kolegami z pracy. Niech oni też skorzystają z zawartych w nim rad. Linki do zagadnień poruszanych w odcinku znajdziesz w jego opisie.

This episode is a shortened English version of our original Polish episode. We’ve adapted it to bring the key messages to our international audience – in a concise and easy-to-listen format.

Every hour in Poland, someone hears the words: you have blood cancer. And every hour, someone else could give that person a second chance. In this episode of Let’s Talk About Wellbeing, we talk about bone marrow donation – without myths, without drama, but with real emotions.

Our guests share their first-hand experiences: Maria Dziedzic, who became a stem cell donor, and Michał Wasielewski from the DKMS Foundation, who debunks common myths and explains how little it actually takes to save someone’s life.

Topics covered:

  • how the DKMS registration process really looks step by step,
  • emotions and fears connected to becoming a donor,
  • the truth about the stem cell collection procedure,
  • the most common myths about bone marrow donation,
  • the role of education and support provided by the DKMS Foundation,
  • how companies and communities can help spread the idea of donation.

Guests:

Maria Dziedzic – Brand Communication Senior Specialist at Capgemini Poland.


Michał Wasielewski – PR Specialist at the DKMS Foundation, an organization whose mission is to find a donor for every patient in need of a stem cell or bone marrow transplant.
In Poland, for more than 800 people each year, a transplant from an unrelated donor is their only chance to recover and survive. Since 2008, thanks to DKMS, over 2.2 million Poles have joined the registry of potential donors, and 15,500 people have already donated a part of themselves to help others. But the work is far from over — one in five patients in Poland still has not found their genetic twin. Could it be you?

Host: Katarzyna Smuda, Wellbeing Lead at Capgemini Poland

Fundraiser for Jagoda: fundacjarakiety.pl/podopieczni/jagoda-firla

Let’s Talk About Wellbeing is a podcast by Capgemini Poland

Produced by: Rafał Chojnowski – AyeAyeMedia.pl

Learn more about us at capgemini.com/pl-pl/kariera/dlaczego-capgemini

If you have any wellbeing-related questions, reach out to us at wellbeing.pl@capgemini.com

Katarzyna Smuda
This episode is a summary of our conversation about bone marrow donation. It’s about courage, empathy, and the small decisions that can change everything. It was recorded in Polish, but here is a short version for you. It’s a story about real people and real emotions.

About those moments when fear meets hope, and when a simple act of kindness can grow into something life-changing. And about that readiness to help, to care, to see how much good can start from one small human decision.


Intro
You’re listening to Let’s Talk About WellBeing, a podcast by Capgemini Poland, where we explore how to take care of ourselves in a world full of constant change and uncertainty. Hosted by Katarzyna Smuda.


Katarzyna Smuda
Every hour in Poland, someone hears the words, you have blood cancer, and every hour someone else could give that person a second chance. In this episode, we talk about what it really means to be a bone marrow donor without fear, without all these myths and without medical jargon. Because becoming a donor starts with a very simple act. It really takes a few minutes at a cotton swab, but you need to make this decision that you want to do it.

What happens after that moment? For many, that moment begins with a curiosity and also a little bit of a fear, because people often think that it will be painful or complicated. But as our guest Michał Wasilewski from DKMS explained, it’s much simpler than most people imagine. You register, you wait, and one day your phone might ring.

That call could mean everything for someone else. Then comes a journey of care and support. DKMS Foundation guides every donor step by step. As Maria Dziedzic, our colleague from Capgemini, said, from the first call, I never felt alone.

I knew exactly what would happen and why, and it made me feel safe. That sense of safety and kindness stays with many donors long after the procedure. And maybe that’s what makes these stories so moving. They remind us that saving a life doesn’t always look heroic.

Sometimes it looks like sitting in a chair for a few hours, giving a part of yourself, and realizing that empathy can be the most powerful medicine we have. Maria Dziedzic shared her story. She joined the DKMS Foundation database almost by accident during her studies. Years later, she received a call.

You are a genetic match. You can save someone’s life. Maria described the process step by step, the first test, the medical support, the safety at every, every stage. She talked about her emotions, the stress, but also the calm that came from knowing she was doing something good.

And she was honest about the details, the injections that prepare her body, the day of donations, the needles, the machine separating the cells, the four hours during which the cells were collected. No pain, just a quiet certainty that somewhere, someone might live because of her. Afterward, she felt changed, healthier, stronger, more aware of her own body. She said, it was a few days of discomfort for me, but a new life for someone else.

Maria also talked about how this experience changed the way she looks at everyday life. She said that after donating, she started to think more about how she uses her time and energy. If her body could help someone else, maybe she can do more small good things every day. It’s a quiet reflection, but one that shows how powerful one decision can be.

She also shared how much kindness she met along the way. The nurses, doctors, DKMS Foundation coordinators made her feel supported at every step. They treated me with so much warmth I never felt like a patient. I felt like a part of something bigger, she said.

That connection between people is what she remembers most. Maria also reminded us that after the donation, DKMS Foundation stays in touch. Donors receive care, support, and even small symbols of gratitude. In her case, a little angel figurine that stands on her desk as a reminder that doing good always comes back.

Remember that.

There was another story we wanted to include, about Jagoda, who is fighting Hodgkin’s lymphoma. She couldn’t join us for the recording because she is really, really ill. But you can help her.

The Rakiety Foundation runs a fundraiser to support her treatment. You’ll find the link in the episode description.

We also invited Michał Wasielewski from DKMS Foundation who shared facts and insights. For example, did you know that in Poland more than 2.2 million people are registered as potential donors and over 15,000 have already donated?

Poland is now third in Europe and fifth in the world. That’s a reason to be proud of. Michal told us that behind every number there is a real person, someone who once waited for a phone call and someone else who decided to answer it. Every registration is a new chance, he said.

When you join the base, you don’t just sign up on a list, you become part of a global network of people ready to help. But Michal also said it’s still not enough. Thousands of patients are still waiting for their genetic twins. Many myths stop people from registering.

Some think it hurts or that you can’t donate if you have a tattoo or some chronic illness. None of this is true. We try to talk about it everywhere we go, Michal added, because fear usually comes from not knowing. Most donations, about 90%, happen through blood, not bone surgery.

It’s like giving blood but with a deeper meaning. Donors often describe it as a peaceful experience. You sit, you watch a movie, and somewhere out there, your cells start giving someone hope. Michal also explained that finding a match is like finding a needle in a haystack.

It depends on our genes, on small differences that make each people unique. And that’s why every new donor matters. He reminded us that one more person on the list can make a life or death difference for someone else. Later, we talked about what helps spread the message.

Michal said that companies and communities have enormous power to inspire change. When people see that their colleagues care, they start to care too. That’s how a movement begins. At the end of our talk, we discuss how companies and communities can support this idea, by talking, sharing stories, organizing registration drives, and most of all, by breaking the silence around fear.

Because the truth is very simple. We don’t talk enough about what we can do. And we can do a lot. Maria said something beautiful at the end of our talk.

We can all do something, maybe not for everyone, but for someone. And she’s right. It’s not about doing big things. It’s about showing up when it matters.

Every person who joins the DKMS Foundation base gives another person a chance, a reason to keep fighting. Michal also reminded us that every donation starts with one small gesture. You never know whose life you might touch, he said. But one day you could be the reason someone wakes up in a hospital bed and gets to see their family again.

That’s what makes this mission so powerful. If this story touched you, visit DKMS.pl, order your kit, it really takes 5 minutes. That’s all. Maybe your DNA is the one someone is waiting for.

Remember, even small actions matter. Sometimes, a few minutes of your time can become someone else’s tomorrow.


Outro
To make sure you don’t miss any future episodes, subscribe to Let’s Talk About Wellbeing in your favorite podcast app. If you enjoy this episode, share it with your colleagues. They might find it helpful too. You’ll find all the links and resources mentioned in the episodes in the show notes.